2.11.2012

8 marca – feministyczne święto?

(tekst ukazał się w "Nowym Legionie" - miesięczniku akademickim studentów Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie)

Dzień Kobiet zawsze skłaniał mnie do rozmaitych przemyśleń. 8 marca na ulicach miast i miasteczek częściej niż zazwyczaj można zauważyć tłumy mężczyzn z bukietami kwiatów. Każda dziewczynka i kobieta tego dnia czuje się wyjątkowa i doceniana. Ta radosna atmosfera powoduje, że lubię na chwilę przystanąć gdzieś z boku i spojrzeć na to jakże miłe zamieszanie z nieco innej perspektywy. W tym roku na łamach tej gazetki postanowiłam „rozprawić” się z feminizmem jako zjawiskiem mocno związanym z Dniem Kobiet.

Powszechnie sądzi się, że Dzień Kobiet to święto komunistyczne, którego nieodłącznym symbolem są goździki i… rajstopy, którymi kobiety były obdarowywane przez mężczyzn za czasów PRLu. ;-) Nic bardziej mylnego! Po raz pierwszy 8 marca obchodzono w Stanach Zjednoczonych, czyli w kraju kapitalistycznym. Święto to zostało ustanowione dla upamiętnienia strajku 15 tysięcy kobiet, pracownic fabryki tekstylnej, które 8 marca 1908 roku w Nowym Jorku domagały się praw wyborczych i polepszenia warunków pracy. Właściciel fabryki zamknął strajkujące w pomieszczeniach fabrycznych z zamiarem uniknięcia rozgłosu. W wyniku nagłego pożaru zginęło 129 kobiet. Współcześnie w wielu państwach 8 marca staje się pretekstem do manifestacji feministek domagających się zrównania statusu kobiet i mężczyzn w społeczeństwie, a w szczególności w miejscu pracy.

Feminizm w ostatnich latach stał się bardzo modny. Sama do tego zjawiska podchodzę bardzo ostrożnie i sceptycznie. Nie podważam tego, że w przeszłości to właśnie dzięki feministkom przyznano nam prawa wyborcze i zniesiono ograniczenia, których powodem była dyskryminacja kobiet ze względu na płeć. Jednak coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy we współczesnym świecie dalej mamy o co „walczyć”…  Czy nie wymagamy już zbyt wiele? Czy ciągłe żądania feministek nie przeradzają się w jakąś farsę? Przysłuchując się niektórym rozmowom zbuntowanych dziewczynek, nastolatek czy kobiet, bardzo często odnoszę wrażenie, że wiele z nich nie do końca wie przeciwko czemu i komu „wojuje”. ;-) Często podpisujemy się obiema rękami pod feminizmem, nie wiedząc nawet na czym polega jego istota. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że moje poglądy mogą wzbudzić burzę, szczególnie na uczelni takiej jak nasza. Wszak Akademia Pedagogiczna jest bardzooo silnie sfeminizowana… ;-)

Na początek trochę historii… Dążenie do równouprawnienia kobiet ma w kulturze zachodniej krótką, bo zaledwie stuletnią historię. Jednak walka kobiet o swoje prawa była i jest bardzo burzliwa. Przez te lata zdołałyśmy wywalczyć sobie prawo do kształcenia, zarządzania własnym majątkiem i swoim życiem, prawa wyborcze oraz prawa do aktywności publicznej i społecznej. Są to ogromne zasługi dla pozycji kobiet w świecie i nie mam zamiaru tego podważać. Ale cóż… Obecnie mamy XXI w. Przestańmy ciągle narzekać i doceńmy tych biednych mężczyzn, którzy naprawdę się starają, aby sprostać naszym coraz to wyższym wymaganiom… ;-) W dzisiejszych czasach możemy naprawdę dużo... Odnosimy coraz większe sukcesy w biznesie i w życiu publicznym. W społeczeństwie nie ma już głupich uprzedzeń i powszechnie przyjętych zasad, które w jakikolwiek sposób mogłyby nas ograniczać. Prawo już nie dzieli obywateli na kobiety i mężczyzn, na grupę gorszą i lepszą…

W feminizmie bardzo „razi” mnie to, za co krytykują ten nurt obrończynie praw kobiet z Azji, Afryki, Ameryki Południowej i ze świata arabskiego. Otóż zarzucają one feministkom z Europy i ze Stanów Zjednoczonych, że nie uwzględniają one specyficznych problemów i potrzeb kobiet z innych kręgów kulturowych, koncentrując swe dyskusje i działania wyłącznie wokół własnych potrzeb. Zastanówmy się lepiej nad losem kobiet z państw mniej rozwiniętych. Przedstawicielki płci pięknej są tam prześladowane i nie posiadają nawet części tych praw, które my mamy i z których powinnyśmy się cieszyć.

Przyznaję, że feminizm w bardzo łagodnej formie i w granicach rozsądku jest potrzebny. Jednak po to, aby stać na straży tego, co udało nam się „wywalczyć” do tej pory… Obecnie żądania feministek stają się coraz bardziej kontrowersyjne. Domagają się m.in. nieograniczonego prawa do aborcji. Nie chcę tutaj przedstawiać swojego osobistego zdania na ten temat, ale uważam, że brak przyzwolenia na aborcję w wielu państwach europejskich nie jest spowodowane chęcią dyskryminacji kobiet. Tu w grę wchodzi po prostu kwestia wartości i pewnych przekonań, z których „wyrosła” ogromna większość współczesnego społeczeństwa. Mam na myśli przede wszystkim zasady chrześcijańskie, które czy nam się to podoba, czy nie, stanowią fundament dzisiejszego świata. Jeden z odłamów feminizmu - feminizm chrześcijański, sprzeciwia się nawet teologicznej wizji kobiet i nie zgadza się z faktem, że w odniesieniu do Boga i Ducha Świętego zawsze używa się męskich form gramatycznych… Istnieje dużo więcej tak radykalnych form feminizmu. Feminizm lesbijski głosi, że heteroseksualizm to jeden z elementów patriarchatu, czyli przejawów dominacji mężczyzny nad kobietą. Feminizm socjalistyczny odznacza się przekonaniem, że przyczyną opresji kobiet jest system kapitalistyczny, który je wyzyskuje i dyskryminuje. Natomiast feminizm równościowy głosi, że nie ma czegoś takiego jak zachowania „typowo męskie” i zachowania „typowo kobiecie”…

Moje Drogie Panie! Skoro nie ma zachowań typowo kobiecych, to może zacznijmy otwierać przed mężczyznami drzwi i kupować im kwiaty? ;-) A może świetnie sprawdziłybyśmy się w roli mularza, spawacza lub magazyniera? A panom tak dla odmiany proponuję założyć rajstopy i spódniczkę. Przecież „typowe” zachowania nie obowiązują… A teraz pytanie… Wyobrażacie sobie taki świat? Świat, w którym wszystko to, co do tej pory uznawaliśmy za normalne, zostaje przewrócone do góry nogami? Ja nie, ale jeśli ktoś potrafi, to gratuluję wyobraźni! ;-) Przypuszczam, że w tym momencie wielu czytelników ma ochotę mi zarzucić, że wyolbrzymiam. Być może, ale robię to celowo i zupełnie świadomie. Wymienione przeze mnie wyżej rodzaje feminizmu to oczywiście odmiany najbardziej radykalne. Przytoczyłam właśnie te, ponieważ chcę, aby każda z przedstawicielek płci pięknej zastanowiła się wcześniej i dowiedziała czegoś na temat feminizmu zanim ślepo podąży w jego kierunku.

Na pewno każda z nas uwielbia, gdy mężczyźni zabiegają o nasze względy. Kochamy to uczucie, gdy chłopak otwiera przed nami drzwi, gdy niesie za nas ciężkie bagaże, gdy kupuje kwiaty i troszczy się o nas ;-) Czy nie lepiej zrezygnować z kilku absurdalnych żądań dla takich gestów? Dla gestów, które odzwierciedlają troskę i szacunek? Nie wiem jak Wy, moje Drogie Czytelniczki, ale mi w takich chwilach wcale nie przeszkadza to, że jestem słabsza od facetów. No, przynajmniej fizycznie… ;-) Przemyślmy więc sprawę naszych ciągłych postulatów, wygórowanych żądań i ciągłych pretensji o bzdury. Nie wiem jak Wy, ale ja nie chciałabym w przyszłości żyć w świecie, w którym panują realia jak z filmu pt. „Seksmisja”, gdzie nawet „Kopernik była kobietą!” ;-P

/dla NZS UP