2.11.2012

Bóbr - najmilszy czy najpiękniejszy?

(tekst ukazał się w "Nowym Legionie" - miesięczniku akademickim studentów Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie)

Termin wydania tego numeru Nowego Legionu zbliżał się nieubłaganie. Mijały dni, a ja nadal nie wiedziałam, co uczynić kolejnym tematem moich rozmyślań… Powiedziałam sobie: ‘Jeśli za chwilę nie zdarzy się coś, co zmusi mnie do solidnej refleksji, to już po mnie!’. Jak jednak wiadomo, życie lubi nas zaskakiwać, więc niepotrzebnie się martwiłam. Nie musiałam długo czekać, ponieważ jak grom z jasnego nieba pojawił się pomysł na tekst! Wydarzyło się coś, co wywołało we mnie dziesiątki mieszanych uczuć. Szczerze mówiąc,  nie tylko we mnie… Otóż chodzi o bobra, a raczej o to, co promował.

Nie, nie… Nie zrozumcie mnie źle. Ja do bobrów nic nie mam! Wszak bóbr to bardzo miłe zwierzątko. Na dodatek Bogu ducha winne… Zostało niepotrzebnie i wbrew własnej woli wplątane w jakąś aferę z golarką. Pół Krakowa urządziło sobie z niego kpiny. Bóbr stał się sławny… Był na stronach najbardziej poczytnych gazet, na falach audycji radiowych. No i teraz nasuwa mi się pierwsze pytanie… Czy ta sława była bobrowi potrzebna? Czy nie przyniosła mu więcej szkody niż pożytku? No i przy okazji nam - studentom Akademii Pedagogicznej… Aha, no i jeszcze jedno! Wątpliwość dotycząca hasła przypisanego bobrowi. Niech mi ktoś w końcu wyjaśni jedną sprawę… Skoro bóbr się nie musi golić, to po co mu golarka?!

Dobra, koniec żartów na temat bobra, bo problem tak naprawdę nie tkwi w nim. Tkwi raczej w tym, co promował… Afera dotycząca tego niefortunnego pomysłu na plakat wybuchła nagle i nieoczekiwanie. Miał on na celu zwrócić uwagę studentów nie tyle na bobra, co na imprezę, którą to zwierzątko miało promować. Chodzi oczywiście o imprezę, podczas której miały odbywać się wybory na najmilszą studentkę Akademii Pedagogicznej.

Zastanawia mnie, jakimi tak naprawdę kryteriami kierowało się jury przy wyborze najmilszej studentki… Mam na myśli przede wszystkim określenie ‘najmilsza’. Jakim cudem można określić w ciągu paru krótkich chwil, że studentka A  jest milsza od studentki B? I na dodatek zdecydować, że one dwie nie sięgają do pięt studentce C, która jest ewidentnie najmilsza… Bycie miłym, czy niemiłym, to kwestia cechy charakteru. Nie można tego określić każąc stanąć dziewczynie na podwyższeniu i powiedzieć kilka słów o sobie. Prawda jest taka, że w takich konkursach liczy się przede wszystkim wygląd. W związku z tym chyba o wiele prostsze i bardziej szczere byłoby zastąpienie w nazwie tego konkursu przymiotnika ‘najmilsza’ określeniem ‘najpiękniejsza’…

Tego typu wybory zawsze wzbudzają liczne wątpliwości i kontrowersje bez względu na to, czy w ich tle pojawia się motyw bobra. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego większość kobiet nie widzi niczego złego w tego typu konkursach piękności. W ciągu jednego dnia ogromna większość studentek Akademii Pedagogicznej podniosła krzyk z powodu hasła umieszczonego na plakatach. Jednak to było tylko hasło, kilka słów… Trochę niesmacznych, ale zapewne to miał być żart, a że nie wyszedł to już inna kwestia… Za to żadna z moich koleżanek nie zastanowiła się nad ogólną ideą całego tego przedsięwzięcia. Nie chodzi o to, że doszukuję się wad akurat w tej jednej, konkretnej imprezie. Stała się ona dla mnie po prostu pretekstem do ogólnych rozmyślań na temat konkursów piękności. Z jakiego powodu są one organizowane? Czy przypadkiem nie uderzają one w kobiecą godność? Zgoda, kandydatki na „misski” zgłaszają się dobrowolnie do tego typu wyborów. Jeżeli robią to dla zabawy, podchodząc do tego z poczuciem humoru i dystansem, to nie widzę w tym zupełnie nic złego. Ale jeśli robią to dla sławy, pieniędzy, satysfakcji lub jeśli po prostu chcą w ten sposób się dowartościować i zaspokoić swoją próżność, to coś jest z nimi nie tak... Powiem wprost. Takie osoby są dla mnie zupełnie puste. Na dodatek sztuczna atmosfera tych konkursów jest żałosna… No bo weźmy pod uwagę wybory Miss Polski, Miss World lub Miss Polonia… Jakież te kandydatki na miss są dla siebie miłe! Takie to słodkie, że aż poraża sztucznością… Szczególnie podczas ogłoszenia werdyktu. Po wyborze tej najpiękniejszej wszystkie wpadają sobie w ramiona, gratulują i następuje ogólna radość. Nienagrodzone kandydatki już po konkursie zawsze mówią: ‘Koleżance X należała się wygrana! Jest przecież taka piękna i miła. Dla mnie nagrodą jest już to, że w ogóle weszłam do finału…’ I my mamy w to wierzyć? Jedna, wielka, skrupulatnie przemyślana farsa…

Podczas oglądania w telewizji transmisji wyborów najpiękniejszej, zawsze mam ochotę tłuc z rozpaczy głową o ścianę… Naprawdę. Dlatego w trosce o swoje zdrowie wolę włączyć inny kanał. Zdaję sobie sprawę, że w takich konkursach chodzi przede wszystkim o to, żeby dobrze wyglądać. Jednak słuchając wypowiedzi niektórych kandydatek na miss, czasami chce mi się płakać. Ze śmiechu. Nie chodzi mi o „kaleczenie” języka angielskiego nawet przy wypowiadaniu tak prostych słów jak: „My name is…” Chociaż w tym momencie przychodzi mi do głowy nazwisko jednej z ostatnich polskich kandydatek na Miss World, która podczas przedstawiania się w specjalnie przygotowanym materiale, łagodnie mówiąc, znajomością języka angielskiego nie zabłysnęła... Również nie należę do poliglotek, ale w sytuacjach, gdy reprezentuje się swój kraj przed całym światem, to chyba wypada nabyć chociaż zadowalające umiejętności w posługiwaniu się językiem obcym. Bardziej od nieznajomości języka angielskiego, razi mnie poziom wypowiedzi tych dziewczyn. Niektóre są przykrym dowodem na to, że często inteligencja nie idzie w parze z urodą… Katastrofa! Oprócz tego każda z nich mówi to samo, czyli mniej więcej coś takiego: „Od zawsze byłam wrażliwa na cierpienia innych ludzi, a szczególnie dzieci. Działam w organizacjach charytatywnych,  więc moją wygraną chcę przeznaczyć na walkę z głodem w Afryce. A najbardziej pragnę pokoju na świecie!”. Czegóż się nie robi dla wygranej? Gdyby co roku każda z tych dziewczyn naprawdę przeznaczała swoją nagrodę na rzecz głodnych i chorujących dzieci w Afryce, to jeden z głównych problemów współczesnego świata w pewnym stopniu na pewno by zmalał. Przecież w grę wchodzi ogromna suma pieniędzy… Niestety, od słów do czynów droga daleka.

Na tych mało elokwentnych dziewczynach zarabia pieniądze wiele firm i największych światowych korporacji organizujących tego typu szopki. Ich głupota i naiwność tych napędza biznes. Zamiast wciskać nam bzdury o swoich planach wyżywienia dzieci w Afryce, pomyślałyby lepiej, że sama organizacja takich wyborów pochłania ogromne ilości pieniędzy, które również mogłyby być przeznaczone na organizacje charytatywne. Gotówka wyłożona przez organizatorów  zwraca im się pomnożona kilka razy i zapewne nie zostaje przeznaczana na szczytne cele... Natomiast ja polecam inne sposoby na dowartościowanie się. Czasami wystarczy jedynie popracować nad wynikiem poziomu swojego IQ. Rozwiązanie tak proste, a przynoszące tak wiele korzyści.

/dla NZS UP