2.11.2012

Święta, święta… i co z tego?

(tekst ukazał się w "Nowym Legionie" - miesięczniku akademickim studentów Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie: kwiecień 2008 r., nr 5, s. 13)

W tym roku Wielkanoc minęła równie szybko, jak nadeszła... Boże Narodzenie a Święto Wielkiej Nocy dzieliły jedynie niecałe trzy miesiące i każdy wokół mnie ubolewał, że czeka nas wyjątkowo krótki karnawał. ;-) Po tym jakże krótkim, ale bardzo burzliwym okresie studenckich imprez nastał Wielki Post. Od Środy Popielcowej zabawy wśród krakowskich żaków ucichły. No, przynajmniej oficjalnie… ;-) Potem przyszły Święta Wielkanocne i… No właśnie, i co? Sama nie wiem. Czym jest dla współczesnych ludzi Wielkanoc? Czy naprawdę jest to czas skupienia, refleksji i religijnej odnowy? Czy przypadkiem nie traktujemy tego święta zbyt powierzchownie?

W czasie Wielkiego Postu odczułam, że wielu z nas nie traktuje tego okresu jako czasu modlitwy i skupienia przed najważniejszym świętem katolickim w roku. Wielu studentom bardzo ciężko było powstrzymać się od głośnych imprez i nadmiernego spożywania trunków wysokoprocentowych… ;-P W związku z tym powszechnie łamaliśmy ogólnie ustalone normy zachowań przyjęte na czas Wielkiego Postu. A może coś nas usprawiedliwia? Wszak na naszej uczelni sesja zimowa skończyła się dokładnie w Środę Popielcową… Studenckie świętowanie po zdanych egzaminach trwało więc przez cały Wielki Post, bo przecież nie każdemu udało się zaliczyć sesję w pierwszym terminie... Trudno było w przypływie nagłej euforii czekać na „oblanie” zdanych egzaminów aż do Wielkanocy…

Niedługo przed Świętami Wielkanocnymi zaczęło się na naszej uczelni zamieszanie związane z godzinami rektorskimi. Najpierw domagaliśmy się dodatkowych wolnych dni, ponieważ do końca nie było wiadomo, czy takie w ogóle będą… Decyzja Pana Rektora ogłoszona została prawie w ostatniej chwili i wywołała burzę… Ku ogromnemu oburzeniu całej braci studenckiej i zdziwieniu naszych profesorów okazało się, że na Akademii Pedagogicznej zajęcia odbywać się będą jeszcze w Wielki Czwartek… Zaskoczenie było tym większe, że ogromna większość krakowskich szkół wyższych kończyła zajęcia już w Wielką Środę, dając możliwość swoim studentom komfortowego i spokojnego dojechania do swoich miejscowości oddalonych czasami od Krakowa o setki kilometrów… Tylko, że jest jedno „ale”… Musimy szczerze przyznać, że nasze oburzenie w niewielkim stopniu było wywołane przyczynami natury religijnej. ;-P Niektórzy z nas chcieli wyjechać do domów przed największymi korkami, inni planowali spóźnione przedświąteczne zakupy, ale na pewno większość z nas chciała po prostu uniknąć ćwiczeń i siedzenia na zajęciach… Analizowaliśmy z niecierpliwością swoje rozkłady zajęć, sprawdzając, jakie zajęcia przepadną nam w Wielki Czwartek po godzinie 12.00, które w godzinach rannych będziemy musieli odbyć, a które w końcu uda się przesunąć…

W końcu obładowani stanęliśmy na dworcach, peronach i przystankach. Za szczęściarzy mogą uważać się Ci, którym udało się to już w Wielką Środę dzięki uprzejmości naszych profesorów… Jednak wcześniej trzeba było „przedrzeć się” przez zatłoczony i zakorkowany Kraków, co nie było takie proste… Idąc ulicami i obserwując wystawy sklepów, można było odnieść wrażenie, że świąteczna atmosfera już dawno gdzieś uleciała lub jej po prostu nie było... Przecież już od kilku lat wiadomo, że dla centrów handlowych Boże Narodzenie zaczyna się zaraz po Wszystkich Świętych, a Wielkanoc zaraz po karnawale. Z tego powodu idąc w Wielką Środę krakowskimi ulicami, już żadnego wrażenia nie robiły na mnie wielkanocne króliczki, uśmiechnięte baranki i żółte kurczaczki, tkwiące tam cierpliwie od kilku miesięcy…

Po przyjeździe do domów zostaliśmy zagonieni bądź do sprzątania bądź pobiegliśmy na świąteczne zakupy. W tym całym zamieszaniu, wykonując kilka czynności równocześnie, stwierdziłam, że więcej jest dni przegotowań do świąt niż samych dni Świąt Wielkanocnych... Ludzie wpadli w szał i kupowali rzeczy kompletnie zbędne lub takie, które można kupić spokojnie w każdy zwykły dzień roku. Nawet w sklepach elektrycznych ustawiały się kolejki po… żarówki. ;-) Uznałam to za zjawisko fenomenalne, że tylu osobom przepalają się żarówki w mieszkaniach akurat przed Świętami Wielkanocnymi… ;-D To śmieszne, ale równocześnie świadczy o tym, że dla wielu ludzi święta są przede wszystkim pretekstem do ogromnych i niepotrzebnych zakupów.

Bardzo przykre jest natomiast to, że przez całe Święta Wielkanocne ani jedna osoba nie złożyła mi życzeń osobiście… Nie dotarła do mnie nawet ani jedna kartka pocztowa. Otrzymałam za to, dziesiątki smsów, maili i wiadomości na gg, które były zapewne wysyłane za pomocą opcji „Wyślij do wszystkich” albo „kopiuj- wklej”... Większości osobom nawet nie przyszło do głowy, żeby wysilić się na jako taką „oryginalność” i od czasu do czasu zmienić chociaż treść tych życzeń. Sama się także specjalnie nie wysiliłam odsyłając te oklepane wierszyki i zmieniając ich tekst w zależności od tego, jakie relacje łączą mnie z daną osobą… Gdzie podziały się te czasy, gdzie ludzie przed świętami odwiedzali się tylko po to, żeby złożyć sobie życzenia, gdzie odbierało się dziesiątki telefonów z życzeniami, gdzie listonosz przynosił dziesiątki ładnych i starannie wypisanych pocztówek…? Są to czasy, które pamiętam coraz słabiej, lecz których mi ogromnie brakuje.

Po tym całym przedświątecznym szale udałam się do kościoła… Spowiedź odłożyłam na ostatnią chwilę i nawet obawiałam się, że zastanę puste konfesjonały. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu okazało się, że kolejki do spowiedzi były olbrzymie! Cóż, jak widać, nie tylko ja pamiętałam wcześniej o wszystkim, tylko nie o tym, co powinno być najważniejsze. Ustaliłam się na samym końcu i czekałam na swoją kolej obserwując ludzi stojących przede mną. Ani jedna osoba nie wyglądała na jakoś szczególnie skupioną. Ludzie przestępowali z nogi na nogę  i ze zniecierpliwieniem, a nawet ze złością spoglądali na konfesjonał. To było około południa w Wielką Sobotę, więc cała sytuacja wyglądała tak, jakby większość z tych osób wpadła do kościoła w przerwie między zakupami. Każdy nerwowo patrzył na zegarek, jakby się bał, że ktoś zamknie mu przed nosem sklep spożywczy, monopolowy lub jakikolwiek inny… Czekałam na swoją kolej prawie dwie godziny, a spowiadałam się około trzy minuty, bo i ksiądz ze zniecierpliwieniem patrzył na zegarek i spoglądał dyskretnie, ilu jeszcze grzeszników czeka na odpuszczenie win… ;-D No i nie muszę chyba dodawać, że jak co roku na święta ludzie poczuli nagłą potrzebę zaprezentowania swojego stanu majątkowego, wyciągając z szaf najmodniejsze i najokazalsze stroje i wyjeżdżając z garaży świeżo wypucowanymi samochodami najrozmaitszych marek… ;-)

Nawet pogoda spłatała nam figla fundując nam dawkę śniegu większą niż na Święta Bożego Narodzenia. Budząc się w Poniedziałek Wielkanocny i spoglądając przez okno, pomyślałam: „Merry Christmas! Jeszcze św. Mikołaja brakuje…” ;-)

Nie chcę kończyć tego felietonu, tworząc tak pesymistyczną i krytyczną wizję Świąt Wielkanocnych, więc pragnę zaznaczyć, że święta, jakie by one nie były, to jednak święta i jest kilka rzeczy, dla których  każdego roku czekam na nie z niecierpliwością… :-) Dla mnie jednym z najważniejszych aspektów świąt są spotkania z bliskimi mi osobami. Z przyjaciółmi, z rodziną… Te kilkugodzinne rozmowy i tzw. „święconka” przygotowywana przez mojego dziadka, który tylko kilka razy do roku zbliża się w kierunku kuchenki, zmywarki i garnków najrozmaitszego rodzaju… ;-) Starajmy się jednak, żeby zarówno Boże Narodzenie, jak i Wielkanoc stały się czasem wyjątkowym, w którym „wyłączamy” na kilka dni nasz powierzchowny, codzienny i praktyczny sposób myślenia...

/dla NZS UP